Menu
Świadomość

Sen

O naturze umysłu, transformacji lęku i o widzeniu poprzez sen.

Najpotężniejsze źródło kreacji znajduje się poza umysłem. Znajdziesz je w sobie, podążając wgłąb króliczej nory.

Umysł realizuje siebie poprzez stawianie przed nami trudnych zadań. Nie do końca wierzy w nasze możliwości, ponieważ patrzy przez pryzmat ograniczoności, którą sam jest. Straszy, bo sam się boi, a lęk jest jedną z jego ulubionych motywacji, aby dać z siebie wszystko, spiąć się, „ogarnąć” i nie stracić „kontroli”.

Co się jednak dzieje, kiedy budzi się serce, instynkt i mądrość duszy?

Wtedy budzi się inspiracja, a motywacja z chęcią ustępuje jej jaśniejącej mocy. Przed inspiracją chyli czoła nawet lęk i z ciekawością ustępuje jej drogi. W obliczu inspiracji ściana zamienia się w drzwi, a drzwi stają otworem. Teraz możemy przez nie przejść wszyscy: inspiracja, umysł, motywacja, a nawet lęk.

Kim jesteś po drugiej stronie, kiedy przejdziesz już przez sen i zintegrujesz wszystkie swoje części?

Dla nas inspiracją stał się pewien sen – zaczerpnięty z książki dr Barbary De Angelis, „Fizyka duchowa. Sekrety wewnętrznej ewolucji”.

kinga & maks

fragment książki „Fizyka Duchowa”, dr Barbara De Angelis

Siedem lat temu, w czasie głębokiej introspekcji i poszukiwania, byłam na wyjeździe – prowadziłam seminarium dla zaawansowanych słuchaczy – i po długim dniu pracy zapadłam w głęboki sen.

Tej nocy przyśnił mi się znamienny w swej wymowie, odmieniający życie i wznoszący duszę sen.

Na początku znalazłam się w samym środku bardzo skomplikowanego i trudnego toru przeszkód. Nie pamiętam dlaczego musiałam go pokonać, ale wiedziałam, że nie mam wyjścia. Były tam wysokie płotki, które musiałam przeskakiwać, labirynty, z których musiałam znaleźć wyjście i doły, na które musiałam uważać, by w nie nie wpaść. Pokonywałam ten tor przeszkód, chociaż było to bardzo trudne.

Nagle znalazłam się przy ogromnej, drewniano-stalowej budowli, która wznosiła się aż do nieba. Była tak wysoka, że nie widziałam jej szczytu – miałam wrażenie, że wznosi się w górę w nieskończoność. Była również tak szeroka, że nie widziałam też, gdzie się kończy.

Wiedziałam, że muszę przedostać się na drugą stronę tej ściany, ponieważ była to kwestia życia lub śmierci. Nie mogłam zawrócić, więc musiałam iść naprzód. Wiedziałam też, że jeśli pokonam tę przeszkodę wydarzy się coś cudownego, co już czeka na mnie po drugiej stronie, oraz że, jeśli zostanę tu gdzie jestem, wydarzy się coś strasznego. Zaczęłam się bardzo bać, ponieważ nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, jak wykonać to niemożliwe zadanie.

Podeszłam do tej gigantycznej ściany i kiedy byłam już całkiem blisko, zobaczyłam, że zwisały z niej z daleka niewidoczne liny, ułożone w pętelki, stanowiły oparcie dla nóg lub rąk.

Chyba właśnie tak mam się wspinać – pomyślałam.

A zatem rozpoczęłam wspinaczkę po tej ścianie, powoli wchodziłam coraz wyżej, szukając miejsc, by oprzeć nogi i ręce.

Przez moment, pomimo iż uważałam tę wspinaczkę za niebezpieczną, posuwałam się naprzód. Jednak wkrótce – kiedy dotarłam do pewnego miejsca – zauważyłam, że ilość małych, pętelkowa tych lin stopniowo się zmniejsza i zaczęłam się martwić. Wkrótce dotarłam do miejsca, gdzie nie było już żadnego oparcia dla nóg i rąk, i utknęłam. Nie mogłam nigdzie oprzeć nóg. Nie miałam czego się chwycić.

Pomyślałam sobie: To musi być jakaś pomyłka. Wiem, że powinnam się wspinać. Muszę przedostać się przez tę ścianę na drugą stronę! Pewnie wspinam się po niewłaściwej stronie ściany. Muszę zejść, by znaleźć lepsze miejsce.

I tak jak się przed chwilą wspinałam, teraz tą samą drogą, schodziłam. Chociaż byłam wyczerpana, podeszłam do innej części ściany, która wyglądała bardziej obiecująco, żeby się po niej wspiąć od nowa. Ale tu wszystko się powtórzyło. Na pewnej wysokości liny nagle zniknęły. Znów byłam w sytuacji bez wyjścia i musiałam zejść na dół, by rozpocząć wspinaczkę w innym miejscu. Wciąż próbowałam w coraz to innych miejscach i wciąż dochodziłam do punktu, w którym kończyły się liny, a ja czułam się kompletnie zrozpaczona.

I wtedy, kiedy właśnie miałam zacząć się wspinać kolejny raz, usłyszałam we śnie tajemniczy głos, który mówił mi:

"Tym razem, kiedy liny znikną, patrz bardziej uważnie". 

Nie wiedziałam skąd pochodzi ten głos ani co oznaczała ta wiadomość. Wiedziałam tylko, że nie mogę przestać. Ostatkami sił zaczęłam się wspinać, aż dotarłam do miejsca, w którym nie było już gdzie oprzeć nóg ani czego się chwycić i nie mogłam iść dalej, jedynym rozwiązaniem wydawało się znów szukanie innej drogi.

Pamiętałam, że tajemniczy głos powiedział mi: „Tym razem, gdy liny znikną, patrz bardziej uważnie”. Spojrzałam więc w górę z najwyższą uwagą, ale nie spostrzegłam żadnych lin. Już miałam zrezygnować i poddać się okropnemu losowi, o którym widziałam, że mnie czeka, jeśli to zrobię. „Patrz jeszcze uważniej” – powtarzałam sobie i wtedy mnie oświeciło, że nie spojrzałam prosto przed siebie, na ścianę, do której kurczowo przylegałam.

Wzięłam głęboki wdech i bacznie wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą. W ścianie, w której jak myślałam wcześniej nic nie ma, zobaczyłam malutkie pęknięcie. I ku mojemu zdumieniu, w nim znajdował się malutki klucz. Wówczas uświadomiłam sobie, że kilka centymetrów powyżej tego miejsca była, praktycznie niewidoczna, równie malutka dziurka od klucza.

Głos znów pojawił się w moim śnie i z ogromną serdecznością powiedział:

"Moja droga, to nie jest ściana, lecz drzwi. To nie jest ściana, lecz drzwi".

Natychmiast w głębi serca pojęłam prawdę o tym, czego wcześniej nie dostrzegałam: Ta ściana nie stała tam po to, bym się po niej wspinała na drugą stronę, ale bym przez nią przeszła! Chociaż wyglądała jak ściana, przez cały czas były to drzwi. Wydawały się być mocne i nieprzeniknione, ale otwierały się, jeśli się miało odpowiedni klucz.

Wzięłam więc malutki klucz do reki, włożyłam do malutkiej dziurki i otworzyłam to, co uważałam za ścianę, a tak naprawdę było drzwiami.

Ściana natychmiast zniknęła i zalały mnie ekstaza, rozkosz i promienne światło. Nie było nic poza tym. Nie było nic poza miłością. Tylko światło i miłość.

Wtedy się obudziłam.

Powróciwszy do ziemskiej rzeczywistości – tamtej chwili obecnej, swojego ciała, własnego łóżka, domu, tego życia – od razu wiedziałam, że właśnie przeszłam głęboką, wewnętrzną inicjację i otrzymałam cenną lekcję od swoich niewidzialnych przewodników i mistrzów.

Ten sen był darem, wzniesieniem duszy. Ten sen sam w sobie był kluczem. A teraz daję ten klucz Tobie”.

[…]

Fragment pochodzi z książki dr Barbary De Angelis „Fizyka duchowa. Sekrety wewnętrznej ewolucji”.

Ściany, które teraz masz przed sobą, to nie ściany, a drzwi. Nie musisz się po nich wspinać, by przejść przez nie górą lub obejść je, ale raczej przejść przez nie.

Myślimy, że musimy pokonywać przeszkody i wyzwania, szukać sposobów, by je przezwyciężyć, lecz tak naprawdę musimy przez nie przejść. Musimy dostrzec ukryte w ścianie drzwi. Musimy przejść od poszukiwacza do osoby widzącej.

Kwestie, od których chciałbyś się uwolnić to drzwi do niewymownej mądrości o tobie samym, do potężnego leczenia i równie ogromnej wolności.

Nie są to blokady ani ściany, które należy przeklinać, z którymi trzeba walczyć, zmagać się. Trzeba w nie wejść i przez nie przejść.

dr barbara de angelis